TŁUCZAŃ

MARIA Z OPALIŃSKICH CICHONIOWA



Urodziła się 26 listopada 1921 roku. Wraz z rodzicami i bratem mieszkała w Tłuczani, w przysiółku zwanym "Na Lesie". Wyrosła na piekną kobietę.
Wiosną 1944 roku wyszła za mąż za Władysława Cichonia.



Czasy były niełatwe, trwała wojna, ale ziemię trzeba było uprawiać. 13 września 1944 roku ojciec Marii, Franciszek Opaliński, postanowił zaorać pole. W domu nie było tego dnia mężczyzny, który mógłby mu w tym pomóc, więc swą pomoc zaofiarowała Maria.
W tym właśnie dniu grupa amerykańskich bombowców wyruszyła z Włoch w celu zbombardowania obiektów przemysłowych w okolicach Oświęcimia i Trzebini. W drodze powrotnej jeden z samolotów, Liberator "Hell's Angel", został ostrzelany przez niemiecką artylerię przeciwlotnicza. Samolot zaczął płonąć i spadać. Spłoszony hukiem koń Franciszka Opalińskiego uciekł w stronę lasu, gospodarz pobiegł za nim. Gdyby Maria także schroniła się w lesie, może ocaliłaby życie. Ale ona pobiegła do domu, gdzie leżała ciężko chora matka. Biegnąc została poparzona płonącym paliwem ze spadającego samolotu. Jej ciało było poparzone w 70%. Mimo tak ciężkich obrażeń żyła jeszcze 12 dni. Zmarła 25 września 1944 roku i została pochowana na cmentarzu w Tłuczani.

Z płonącego samolotu uratowało się pięciu lotników, którzy wyskoczyli ze spadochronami. Sześciu nie miało takiego szczęścia. Zginęli i zostali pochowani przez miejscowych w leśnej mogile. Postawiono tam krzyż, grób otoczono drewnianym płotem.


(zdjęcie ze strony http://lotniczapolska.pl/content/view/851/78/ )

Po wojnie, w 1947 roku, Amerykanie ekshumowali ich ciała i przenieśli na cmentarze wojskowe w Belgii i USA. Dziś w miejscu katastrofy znajduje się obelisk upamiętniajacy to wydarzenie. Na pamiątkowej tablicy wyryto siedem nazwisk - sześciu amerykańskich lotników i Marii Cichoń.
Ta tragedia pochłonęła jednak jeszcze jedną ofiarę: nienarodzone dziecko Marii, które umarło razem z nią.







POWRÓT
Autor strony: T.  Paździor